Żeby dostać się do biura Lobsanga Wangyala trzeba dobrze znać drogę. Chroniony przez prawdziwy labirynt schodów, schodków i zaułków jeden z najbardziej ekscentrycznych Tybetańczyków w Dharamsali większość czasu spędza przed monitorem komputera w pokoju z widokiem na szczyty masywu Dhauladhar i dolinę Kangra. Kiedy wchodzę do środka z zalanego słońcem tarasu, Lobsang właśnie rozmawia ze swoją japońską przyjaciółką. Rozparty aż nadto wygodnie na krześle sięga do talerza po kawałek tsampy. Przypięty do koszuli znaczek 'I love Obama' natychmiast rzuca się w oczy.
- Wizyta w Dharamsali bez rozmowy ze mną byłaby niekompletna. - wita mnie z szelmowskim uśmiechem i wskazuje puste krzesło. Jednocześnie czuję, jak intensywne spojrzenie niemalże przewierca mnie na wylot.
Przestronne wnętrze zdominowane przez pastele oprócz kilku wysokiej klasy komputerów mieści jeszcze rzędy książek, stosy płyt dvd i porozstawiane w różnych miejscach statuetki i odznaczenia. Z niewielkiej kuchni w rogu pokoju ktoś nagle przynosi trzy kubki tybetańskiej herbaty i bez słowa opuszcza pomieszczenie.
- No dobrze, ale o co w tym wszystkim chodzi?
Lobsang odwraca się w moim kierunku i po europejsku zakłada nogę na nogę. Po każdym zdaniu robi dłuższą przerwę, układając je tak, aby przypadkiem nie zmarnować energii na niepotrzebne słowa.
- Tybetańskie społeczeństwo jest niezwykle konserwatywne, w związku z czym ludzie są bardzo ostrożni. Kiedy w ich kulturze pojawia się coś nowego, robią się nerwowi. Nie można tak po prostu łamać istniejących tabu. Właśnie w takim społeczeństwie się wychowałem. Postanowiłem więc zaszokować ludzi tak bardzo, żeby następnym razem, gdy ktoś wprowadzi coś nowego, nie było więcej miejsca na szok.
Popijając herbatę, tajemnicza Japonka potakuje w milczeniu. Lobsang częstuje mnie tsampą.
- W 2002 roku wymyśliłem
Miss Tibet. Chciałem wyciągnąć nasze kobiety z cienia. Dzięki Dalajlamie zaczęły one pojawiać się w tybetańskiej polityce, ale to ciągle za mało. Uznałem, że potrzeba im większej zachęty do rozpoczęcia własnej działalności. Poza tym, to jest Miss Tybetu, nie Miss Japonii, czy Miss Polski, co podkreśla naszą narodowość.
Lobsang wyciąga z szuflady zieloną szarfę.
- W roku 2007, w trakcie konkursu Miss Earth na Filipinach Chińczycy próbowali zablokować udział naszej uczestniczki. Tenzin Dolma wystartowała jako niezależna Miss Tibet, jednak w trakcie trwania konkursu chińskie władze dopięły swego i zmusiły organizatorów do przygotowania na finał szarfy z napisem "Miss Tibet, China". Tenzin odmówiła jej założenia i zrezygnowała z uczestnictwa.
***
Gdyby cudownym przypadkiem jakiś redaktor naczelny śledzący z napięciem naszego bloga był zainteresowany tematem, z chęcią dopiszę resztę :)
Lobsang Wangyal to
spiritus movens nowoczesnego życia kulturalnego Tybetańczyków na uchodźstwie. Zanim pojawiła się
Miss Tibet, organizował już
Free Spirit Festival. W dalszych latach pojawiły się jeszcze:
Tibetan Music Awards i
Tibetan Film Festival. Jest też odpowiedzialny za Tybetańskie Igrzyska Olimpijskie w ubiegłym roku. Obecnie pracuje nad ambitnym projektem o nazwie "Razem dla Tybetu", który 10. 10. 2010 r. ma zgromadzić milion osób na pro-tybetańskich wiecach w Nowym Jorku, Genewie i Brukseli. Oprócz tego przygotowuje 'Tydzień Mody Tybetańskiej", który ma odbyć się w Paryżu w 2011 roku. Większość kosztów pokrywa z własnej kieszeni. Twierdzi, że jednocześnie utrzymuje piętnaście stałych kochanek :)
Grzesiek
hej!
OdpowiedzUsuńPodziwam Cię za konsekwencję i wierność Twojemu projektowi.Jak widzę to na placu boju zostałeś sam,gdyż nawet Michał -podobnie jak Kaśka-polaryzuje w inną stronę.
Robisz swoje i to całkiem nieżle! A że z publikacją masz małe kłopoty-tym się nie zrażaj!Pukaj gdzie się da. Zainteresowanie-wierzę-przyjdzie z czasem.
Początki są zawsze pod górę,tym bardziej,gdy się zaczyna ambitnie. Bo teraz większe wzięcie ma frywolne lub skandalizujące badziewie,albo lejąca się krew....
Trzymaj się! Twje blogi czytam z satyuswakcją!
czytam z satysfakcją /sory - błąd pośpiechu/
OdpowiedzUsuńWczoraj w nocy obejrzałam brytyjski film dokumentalny "Z bliska i z daleka - Tybet z ukrycia" ... no i myślałam o tym, że tam jesteś. Tylko tylko. A może jednak AŻ!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. W Tatrach juz coraz mniej śniegu a za to moc zieleni :)
Też oglądalam ten reportarz. Ciekawe czy wy doswiadczycie podobnych opowiesci z tamtejszymi ludzmi jak w filmie tym. Z pewnoscia napiszecie. Duzo zdrowia
OdpowiedzUsuń