Na obrzeżach McLeod Ganj, w mrocznej i wilgotnej, gospodarczej części klasztoru Zilnon Kagyelin Nyingmapa znajduje się licha dobudówka, która zdaje się być bardziej domkiem dla lalek niż ludzką siedzibą. Żeby wejść do środka dorosły człowiek musi zgiąć się w pas.
Minimalistyczna kuchnia w korytarzu, którego wysokość ciągle trzyma nas w pozycji pochylonej i ascetyczny pokoik mieszczący maleńkie łóżko, regał z figurkami bóstw, czarkami i wciśniętym w róg telewizorem pokazującym głównie program BBC World, to praktycznie cała przestrzeń życiowa pary tybetańskich staruszków. Niewiadomo czy to natura z urodzenia, czy też dopiero starość obdarzyła ich tak niewielkim wzrostem.
W klasztorze kochają ich wszyscy. Nie da się inaczej - tak pogodnych i ujmujących ludzi trudno znaleźć w dzisiejszym świecie. Mimo blisko osiemdziesięciu lat życia za sobą, oboje zachowują się jakby byli parą szesnastolatków. Są gotowi spontanicznie porwać nieznajomych do tańca, stroić żarty warte Ministerstwa Głupich Kroków a wieczorami słychać ich chichot dobiegający z dachu, gdzie siedzą i wpatrują się w gwiazdy. W chłodniejsze dni można zobaczyc ich wchodzących razem do kabiny prysznicowej z ciepłą wodą.
Niepozorna fizjonomia i dziecięce wręcz usposobienie kryje jednak w sobie sporą niespodziankę. Niewidoczne na pierwszy rzut oka drzwi w korytarzu ich mikroskopijnej chatki prowadzą do równie niewielkiego, lecz bardzo jasnego pomieszczenia. Pod ścianami rzędem stoją figurki i rzeźby znane ze świata sztuki buddyjskiej. Niektóre są niemal ukończone, połyskujące złotą farbą, reszta czeka cierpliwie na swoje brakujące ręce, nogi czy głowy. W jednym z kątów, poniżej półek z puszkami i buteleczkami niezliczonych odcieni farb, stoi niski, półokrągły stolik, na którym leżą równo poukładane narzędzia. Wygodna mata dopełnia całości miejsca pracy.
Nasz uroczy staruszek to Ulla Kelsang Dorjee, jeden z największych żyjących artystów sztuki buddyjskiej. Jego posągi* i rzeźby zdobią wszystkie najważniejsze świątynie tej tradycji religijnej, włączając w to sławny Rumtek w Sikkimie i Bodh Gaja - najświętsze miejsce dla wyznawców nauk Buddy. Żaden szanujący się klasztor nie postawi nowej stupy bez konsultacji z tym wesołym dziadkiem, zamieszkującym wraz ze swoją babcią niewielką norę, niczym tolkienowski hobbit.
Uważam się za szczęśliwca, mogąc każdego dnia obserwować Kelsanga przy pracy, przegryzając w tym samym czasie porządnie okraszone masłem tingmo, którymi nieustannie - mimo moich rozpaczliwych apeli i protestów - karmi mnie Khandro Dorjee. Nie pozwalają mi wyjść, dopóki ogromny termos z tybetańską herbatą nie zostanie do cna opróżniony.
Tuk Ji Che Po-la, Tuk Ji Che Mo-la! Tashi Delek!
* Największy z nich (rzeźba Kalaczakry), postawiony jeszcze przed chińską inwazją w Tybecie miał 14 metrów wysokości. Jak wspomina Kelsang - oczy posągu miały średnicę równą długości ludzkiego ramienia.
Grzesiek
eeech przeniosłem się na chwilę w świat do Ciebie. Opis tak podziałał na wyobraźnię... wręcz się schylałem przed kompem wchodząc do małego mieszkanka. Dzięki za te chwile na które przenosicie nas w ten inny świat z codzienności! Czekam na następne żeby się znowu przenieść haj! BacaK
OdpowiedzUsuńAż trudno uwierzyć , że są takie czarowne miejsca na świecie kiedy żyje się tylko w cywilizowanych miastach. Naprawdę pieknie to opisaleś co zobaczyles, tak więc i my tam moglismy być. dziękujemy Grzegorzu.
OdpowiedzUsuńWitajcie Grzesiu i Michale,
OdpowiedzUsuńZupełnie przez przypadek odnalazłam Waszą stronę, a tym samym Was. Hobbici Szyjewskiego i religioznawstwo w ogóle pozostawiło w nas małe, ciekawe świata dzieci. To wspaniałe! Ja niedawno wróciłam z dziesięciomiesięcznej podróży śladami Vargasa Llosy, Julio Cortazara, wspaniałych kultur Majów, Azteków, ale także współczesnych Indian Mapuche.
Piszcie jak najwięcej.
Życzę Wam lagodnych wiatrów,
magda
Witaj Magdo,
OdpowiedzUsuńjak to mawiają: każdy jest hobbitem swojego losu ;) Dzieki za życzenia. W moim przypadku wiatr na razie wieje dość mocno, ale w dobrym kierunku. Chętnie przeczytalibyśmy coś więcej na temat twojej podróży w osiemdziesiąt światów dookoła dnia. Podaj nam prosze swojego maila. Do zobaczenia gdzieśtam na kosmostradzie ;)
Michal
Witaj Michale,
OdpowiedzUsuńsilny strumień wiatru jest czasem niezbędny by wybudzić się ze starych przyzwyczajeń i posmakować czegoś nowego;) Podróż do Meksyku i Chile była dla mnie takim przebudzeniem... Prostota to chyba najpiękniejszy ozdobnik życia.
Podaję mojego maila: magdapardel@gmail.com,
magda