niedziela, 3 maja 2009

W pewnej norze mieszkał pewien hobbit



Na obrzeżach McLeod Ganj, w mrocznej i wilgotnej, gospodarczej części klasztoru Zilnon Kagyelin Nyingmapa znajduje się licha dobudówka, która zdaje się być bardziej domkiem dla lalek niż ludzką siedzibą. Żeby wejść do środka dorosły człowiek musi zgiąć się w pas.

Minimalistyczna kuchnia w korytarzu, którego wysokość ciągle trzyma nas w pozycji pochylonej i ascetyczny pokoik mieszczący maleńkie łóżko, regał z figurkami bóstw, czarkami i wciśniętym w róg telewizorem pokazującym głównie program BBC World, to praktycznie cała przestrzeń życiowa pary tybetańskich staruszków. Niewiadomo czy to natura z urodzenia, czy też dopiero starość obdarzyła ich tak niewielkim wzrostem.

W klasztorze kochają ich wszyscy. Nie da się inaczej - tak pogodnych i ujmujących ludzi trudno znaleźć w dzisiejszym świecie. Mimo blisko osiemdziesięciu lat życia za sobą, oboje zachowują się jakby byli parą szesnastolatków. Są gotowi spontanicznie porwać nieznajomych do tańca, stroić żarty warte Ministerstwa Głupich Kroków a wieczorami słychać ich chichot dobiegający z dachu, gdzie siedzą i wpatrują się w gwiazdy. W chłodniejsze dni można zobaczyc ich wchodzących razem do kabiny prysznicowej z ciepłą wodą.

Niepozorna fizjonomia i dziecięce wręcz usposobienie kryje jednak w sobie sporą niespodziankę. Niewidoczne na pierwszy rzut oka drzwi w korytarzu ich mikroskopijnej chatki prowadzą do równie niewielkiego, lecz bardzo jasnego pomieszczenia. Pod ścianami rzędem stoją figurki i rzeźby znane ze świata sztuki buddyjskiej. Niektóre są niemal ukończone, połyskujące złotą farbą, reszta czeka cierpliwie na swoje brakujące ręce, nogi czy głowy. W jednym z kątów, poniżej półek z puszkami i buteleczkami niezliczonych odcieni farb, stoi niski, półokrągły stolik, na którym leżą równo poukładane narzędzia. Wygodna mata dopełnia całości miejsca pracy.

Nasz uroczy staruszek to Ulla Kelsang Dorjee, jeden z największych żyjących artystów sztuki buddyjskiej. Jego posągi* i rzeźby zdobią wszystkie najważniejsze świątynie tej tradycji religijnej, włączając w to sławny Rumtek w Sikkimie i Bodh Gaja - najświętsze miejsce dla wyznawców nauk Buddy. Żaden szanujący się klasztor nie postawi nowej stupy bez konsultacji z tym wesołym dziadkiem, zamieszkującym wraz ze swoją babcią niewielką norę, niczym tolkienowski hobbit.

Uważam się za szczęśliwca, mogąc każdego dnia obserwować Kelsanga przy pracy, przegryzając w tym samym czasie porządnie okraszone masłem tingmo, którymi nieustannie - mimo moich rozpaczliwych apeli i protestów - karmi mnie Khandro Dorjee. Nie pozwalają mi wyjść, dopóki ogromny termos z tybetańską herbatą nie zostanie do cna opróżniony.

Tuk Ji Che Po-la, Tuk Ji Che Mo-la! Tashi Delek!

* Największy z nich (rzeźba Kalaczakry), postawiony jeszcze przed chińską inwazją w Tybecie miał 14 metrów wysokości. Jak wspomina Kelsang - oczy posągu miały średnicę równą długości ludzkiego ramienia.

Grzesiek

5 komentarzy:

  1. eeech przeniosłem się na chwilę w świat do Ciebie. Opis tak podziałał na wyobraźnię... wręcz się schylałem przed kompem wchodząc do małego mieszkanka. Dzięki za te chwile na które przenosicie nas w ten inny świat z codzienności! Czekam na następne żeby się znowu przenieść haj! BacaK

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż trudno uwierzyć , że są takie czarowne miejsca na świecie kiedy żyje się tylko w cywilizowanych miastach. Naprawdę pieknie to opisaleś co zobaczyles, tak więc i my tam moglismy być. dziękujemy Grzegorzu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witajcie Grzesiu i Michale,
    Zupełnie przez przypadek odnalazłam Waszą stronę, a tym samym Was. Hobbici Szyjewskiego i religioznawstwo w ogóle pozostawiło w nas małe, ciekawe świata dzieci. To wspaniałe! Ja niedawno wróciłam z dziesięciomiesięcznej podróży śladami Vargasa Llosy, Julio Cortazara, wspaniałych kultur Majów, Azteków, ale także współczesnych Indian Mapuche.
    Piszcie jak najwięcej.
    Życzę Wam lagodnych wiatrów,
    magda

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Magdo,
    jak to mawiają: każdy jest hobbitem swojego losu ;) Dzieki za życzenia. W moim przypadku wiatr na razie wieje dość mocno, ale w dobrym kierunku. Chętnie przeczytalibyśmy coś więcej na temat twojej podróży w osiemdziesiąt światów dookoła dnia. Podaj nam prosze swojego maila. Do zobaczenia gdzieśtam na kosmostradzie ;)
    Michal

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Michale,
    silny strumień wiatru jest czasem niezbędny by wybudzić się ze starych przyzwyczajeń i posmakować czegoś nowego;) Podróż do Meksyku i Chile była dla mnie takim przebudzeniem... Prostota to chyba najpiękniejszy ozdobnik życia.
    Podaję mojego maila: magdapardel@gmail.com,
    magda

    OdpowiedzUsuń