Moja dusza jest w Trieście - napisał James Joyce w liście do swojej kochanki Nory Barnacle. Irlandczyk spędził w tym mieście dwanaście lat i był to jeden z najważniejszych okresów w jego życiu. To właśnie tutaj, w tym kosmopolitycznym porcie nad Adriatykiem skończył pisać
Dublińczyków i
Portret artysty z czasów młodości, to tutaj zaczął tworzyć swoje opus magnum -
Ulyssesa. Podobno opisując Dublin, Joyce tak naprawdę myślał o Trieście - przynajmniej tak uważają triesteńczycy. Włócząc się śladami Joyce'a po niezliczonych triesteńskich uliczkach, zaułkach, placach i dokach wciąż można poczuć atmosferę tego miejsca, które tak zauroczyło dublińczyka. W rejonie Piazza Barbacan odnajdziemy pozostałości po Cittavecchia, czyli starej dzielnicy Triestu, słynącej niegdyś z niezliczonej ilości tanich kafeterii, trattorii i petesserii (barów serwujących spirytus), 45 zarejestrowanych burdeli, 300 prostytutek dostępnych 24 godziny na dobę, a także z gwałtów, rabunków, pobić i okazjonalnych morderstw, które były tutaj na porządku dziennym. Trudno się dziwić, że Dublińczyk pokochał to miejsce i stało się ono pierwowzorem słynnego Nighttown z
Ulissesa. Dzisiaj Joyce byłby zapewne zawiedziony, bo jest tutaj nieco spokojniej, a większą część starej zabudowy zniszczono w latach 30 XX wieku, zastepując modernistycznymi budynkami. Znacznie więcej odwiedzanych przez pisarza miejsc zachowało się w innych częściach miasta, przede wszystkim w XVIII-wiecznej dzielnicy Teresiano, która stanowiła kosmopolityczne serce Triestu. W bliskiej odległości od siebie stoją tutaj trzy kościoły - greckokatolicka cerkiew San Nicolo, prawosławna cerkiew San Spiridone oraz katolicki kościół San Antonio Taumaturgo di Padva. Irladnczyk, który sam był raczej ateistą, lubował się w odwiedzaniu tych miejsc i porównywaniu nabożeństw w poszczególnych obrządkach. Znacznie częściej przesiadywał jednak ze swoim przyjacielem Umberto Sabą w pobliskiej
Caffe Stella Polare przy Piazza della Borsa 15. Niestety nie istnieje już osteria
In Trinfo na Piazza Barbakan, w której Joyce wlewał w siebie niezliczone ilości ulubionego wina
Opollo di Lissa. Do dzisiaj jednak istnieją dwa inne lokale, które skutecznie ściągały go do pozycji horyzontalnej -
Osteria Da Marino przy via Ponte 5 oraz
Antico Cafe San Marco przy via Battisi 16. Samego Joyce'a można spotkać nad Canale Ponterosso, gdy zapewne po nocy spędzonej w
San Marco zmierza w kierunku jednego z wynajmowanych przez siebie mieszkań. A było ich sporo, bo autor
Ulissesa permanentnie był w kłopotach finansowych i notorycznie musiał się przeprowadzać.
Triest wciąż jest miastem otwartym na świat i wciąż oddycha wielokulturowością. Można ją poczuć na nabrzeżu portowym, w licznych kawiarniach, trattoriach i osteriach, w dzielnicy serbskiej, wśród istriańskich uchodźców, w słoweńskich wioskach na wzgorzach Carso, a także w niezliczonych księgarniach, które poukrywały się w triesteńskich zaułkach.
Triest to miasto, gdzie pojmujemy od razu, jak złożona jest kwestia kulturowej tożsamości, krzyżowania się kultur, narodowości, języków. Miasto żyjące w literaturze i literaturą, ponieważ literatura stanowi jedyną przestrzeń, w której możemy odnaleźć siebie samych i dowiedzieć się naprawdę, kim jesteśmy - pisze w eseju
Europa widziana z Triestu Claudio Magris, triesteńczyk, którego często spotkać można przy stoliku w
San Marco. Wiem, że teraz już tak będzie - Istria, Wojwodina, Bośnia, Kosowo... Pomieszanie narodów, kultur i języków. Po prostu Babel. Czas znowu ruszać w drogę.
Michał
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz