czwartek, 4 lutego 2010

Birma (czyli co dobre, szybko się kończy)

Fot.: Dzieci ludu Shan, Hsipaw, Birma.

Ostatnie trzy tygodnie minęły szybko. Zbyt szybko. Birma rzuciła na mnie nieodparty czar. O tym, jak i kiedy do tego kraju wrócić, zacząłem myśleć niemal w tym samym momencie, w którym do niego przybyłem. Trzy tygodnie pozwoliły zaledwie prześlizgnąć się po powierzchni...

Teraz czeka mnie powrót do rzeczywistości w Phnom Penh. W najbliższych dniach, wolny od cenzury "zielonych ludzi" i ciągłych przerw w dostawie prądu, postaram się umieścić kilka bardziej rozbudowanych relacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz