poniedziałek, 7 grudnia 2009

Hej kolęda, kolęda

Świat ujawnia swoje piękno, swoją niezwykłość i nieoczywistość na wiele sposobów. Koty, dzieci i nieliczni mędrcy dostrzegają ten prosty fakt na codzień w każdym, najmniejszym jego elemencie. Nam, zwykłym śmiertelnikom, pozostają kontrasty - te nieczęste, krótkie chwile, kiedy nagły dysonans poznawczy uwalnia nas od zastanych, utwardzonych konstrukcji myślowych i otwiera na strumień czystego doznania. Przy odrobinie szczęścia mamy szansę popaść w pierwotne zdumienie i z rozszerzonymi źrenicami się zachwycić.

Idąc rozgrzanymi tropikalnym powietrzem ulicami Phnom Penh, na których w nieustannym hałasie kłębi się azjatyckość mieszająca się z pyłem, spalinami i ogólną antytezą świata zachodniego, trudno wyobrazić sobie bardziej surrealistyczną rzecz niż rozświetlona, przystrojona choinka i świąteczny nastrój. A jednak.

Wielki, charytatywny koncert bożonarodzeniowy. W środku Kambodży. W programie klasyczne kolędy Cesara Francka i G. F. Handla przeplatane aranżacjami tradycyjnych kompozycji celtyckich i afrykańskich. Dwa chóry, fortepian i skrzypce oddzielone od zgiełku i upału bulwarów Mao Tse Tunga ścianą hotelu Intercontinental. Absolutnie różne od siebie światy w jednym miejscu. Czyste piękno odrealnienia.

A na koniec "Cicha Noc". Indochiński oksymoron.

Piękniej być nie mogło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz