czwartek, 5 listopada 2009

Święta, święta i po świętach



Festiwal Wody zakończył się w tym roku nagle i nieco przed czasem, w sposób idealnie pasujący do swojej nazwy - potężną, kilkugodzinną ulewą. Ludzie rozbiegli się w poszukiwaniu schronienia przed deszczem, łodzie także zniknęły z rzeki. Później, już w nocy, organizatorzy odpalili fajerwerki, ale chyba bardziej dla siebie, niż dla widzów.
Szczerze mówiąc, rdzeń wydarzenia - wyścigi łodzi - jakoś mnie nie zachwycił. Wbrew temu, co mi opowiadano wcześniej, nie mogłem się dopatrzyć ani wielkiego spektaklu, ani głębszych emocji. Może to ze mną jest coś nie tak, ale to, co działo się na rzece, wydało mi się bez wyrazu.

Za to wszystko, co rozgrywało się za plecami ustawionych wzdłuż brzegów rzeki widzów, było fascynujące. Jeśli ten festiwal jeszcze żyje, to właśnie ludźmi, którzy nań ściągają. Podekscytowani wielkim miastem, z szeroko otwartymi oczami wędrowali tam i z powrotem wzdłuż rzeki, trzymając się za ręce, żeby nie zgubić rodziny albo przyjaciół w milionowym tłumie. Wielu z nich na prawdę widziało miasto pierwszy raz w życiu. Ich twarze mówiły wszystko. Dla niektórych, widok białego człowieka był ewidentnie szokujący. W XXI wieku! Bardzo żałuję, że obróciło się to także w wielką niechęć, być może nawet lęk, przed moim aparatem. Kiedy tylko usiłowałem zrobić portret - a każdy z nich byłby historią samą w sobie - twarze znikały w tłumie. Tylko ci, którzy do białych są przywyczajeni - policjanci, uliczni sprzedawcy, mieszkańcy większych miejscowości - nie protestowali (aczkolwiek muszę przyznać, że za każdym razem odnosiłem wrażenie, że moja fotograficzna działalność ich mimo wszystko irytowała). Z każdym dniem uczę się czegoś nowego o ludziach. Pogodzenie pracy fotoreportera z szacunkiem do nich to niełatwe zadanie. Może kiedyś do tego dojdę.

Tymczasem zapraszam do oglądnięcia tych kilku zdjęć, które jednak udało mi się zrobić. Mam nadzieję, że choć w małym stopniu oddają to, czego sam doświadczyłem na ulicach Phnom Penh w trakcie wodnego festiwalu (jestem jednak świadomy, jak wiele mi umknęło).
Wystarczy kliknąć tutaj .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz