-
W tym czasie za dolara płacono 11 nepalskich Rupii. Nocleg w moim hostelu kosztował 3 Rupie, dokładnie tyle samo, co 10 gramów marihuany. - Suman Shrestha, rozparty w wielkim, wiklinowym fotelu, z wyraźną przyjemnością wraca do wspomnień roku 1972. Wtedy to otworzył
The Century Lodge, jeden z pierwszych pensjonatów na Jhochhen Tole w Kathmandu, miejscu, które trzydzieści pięć lat temu znane było wyłącznie jako Freak Street - Ulica Dziwaków.
-
Och, to były cudowne czasy - wspomina Suman, gładząc się po dobrze odżywionym brzuchu -
Hippisi nie sprawiali żadnych problemów, zbyt byli zajęci miłością, muzyką i paleniem trawy. A wiadomo, marihuana i haszysz wzmagają apetyt...Nic dziwnego, że na Jhochhen zaroiło się od restauracji, kawiarni i barów.
The Hungry Eye, Don't Pass Me By, Robbie's Place, wymieniając tylko najsławniejsze. W miejscu, w którym ziołowe używki były całkowicie legalne, a do tego tańsze niż woda, narodził się także ciekawy rodzaj cukierni. -
Snowman, zaraz za rogiem. Myślę, że do tej pory można u nich kupić haszyszowe ciasteczka spod lady - śmieje się Suman.
Jednak sielanka nie trwała długo. Z początkiem lat 80., wraz z coraz liczniejszymi przedstawicielami degenerującego się już wówczas ruchu hippisowskiego, w Kathmandu pojawiły się twarde opcje: heroina i kokaina. -
To był początek końca. Zagnieździli się tu narkomani, zaczęły się kradzieże i rozboje, musiałem zlikwidować pokoje wieloosobowe - wzdycha Suman. -
Ponieważ paru amerykańskich nastolatków nie przeżyło swoich eksperymentalnych wycieczek do Nepalu, w 1985 roku USA wymusiły wreszcie na naszych władzach delegalizację wszystkich narkotyków. To jeszcze tylko pogorszyło sprawę. Natychmiast uruchomił się czarny rynek, dealerzy, przestępczość. Freak Street stała się synonimem kłopotów.Ponieważ ściągający w coraz większej ilości amatorzy trekkingu starali trzymać się od nich z dala, turystyczne centrum miasta przeniosło się bardziej na północ od przylegającego do Ulicy Dziwaków Durbar Square, do rozrastającej się właśnie dzielnicy Thamel. Na Freak Street hostele i restauracje zaczęły stopniowo upadać, ulica wróciła do miejscowej ludności, a taksówkarze przestali rozpoznawać hippisowską nazwę Jhochhen Tole.
The Century Lodge jest już ostatnim hostelem pamiętającym czasy dzieci-kwiatów,
Snowman jedyną taką 'restauracją'. Z ponad trzydziestu pensjonatów i kilkudziesięciu innych lokali w latach 70. Freak Street skurczyła się do zaledwie kilkunastu turystycznych punktów i stanowi obecnie spokojną i tanią alternatywę dla napakowanego hotelami i wyższej klasy restauracjami Thamelu. Ciągle można tu spotkać dziwaków z całego świata, ale atmosfera 'rewolucji seksualnej' wyparowała bezpowrotnie. -
Dzisiejsi neo-hippisi nie sprawiają może za wiele kłopotów, ale to zupełnie inne pokolenie. Od bratania się z lokalną ludnością, śpiewu, tańca i zwykłej rozmowy wolą internet i swoje i-Pody - kończy ze smutkiem w głosie Suman.
***
Powyżej pozwoliłem sobie zamieścić pobieżne streszczenie materiału, nad którym obecnie pracuję. Kathmandu mimo, że jest jednym z najbrzydszych miast na Ziemi, ma jednak do zaoferowania kilka ciekawych miejsc i doznań, nie zawsze wymienianych w popularnych przewodnikach dla turystów.
Grzesiek
To wspaniale,że nawet w tak brzydkim miejscu na naszej planecie potrafisz znaleść ciekawe miejsce i zrobić super materiał,który czyta się z przyjemnością i dużym zaciekawieniem...
OdpowiedzUsuńTak trzymaj!!!Życzę zdrówka i pozdrówko!!!
Hola Grześ!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Hiszpanii gdzie popijam kawkę, żeby było śmieszniej z Włochami :P
Mam pytanko czy mogłbyś coś naskrobać o jodze?
Jak to tam wygląda??? Jeśli oczywiście to nie problem i ci się już napatoczył taki temat. To by było na tyle z koncertu życzeń.
GORĄCO pozdrawiam!
Kawka
Hola, hola :)
OdpowiedzUsuńW Dharamsali było szkół jogi zatrzęsienie. Jedna większa od drugiej. Zauważyłem, że najliczniejszą ich klientelą byli Rosjanie, nie brakowało też Polaków. Jednak nauczycielami w tych szkołach byli oczywiście inni Europejczycy i Amerykanie. Jak dla mnie, równie dobrze można się zapisać na kurs jogi w Krakowie czy Wrocławiu. No chyba, że taki kurs to pretekst do egzotycznego wyjazdu :) W pozostałych miejscach nie rzuciło mi się nic w oczy. Jeśli tylko natknę się na coś więcej, napiszę.
No i pozdrowienia dla hiszpańskich i włoskich kawoszy :)
g.