Patetyczna estetyka socrealizmu, wbita w uniformy, chłodna obsługa, nieliczni klienci stukający filiżankami w niemal kompletnej ciszy. Nagle na niewielkiej scenie w końcu sali pojawia się grupa artystyczna w zaprojektowanych przez państwowych etnografów, kłujących oczy strojach ludowych, aby zaprezentować zgodny z oficjalną linią program artystyczny. Wyreżyserowane do ostatniego szczegółu ruchy, plastikowe uśmiechy i puste spojrzenia. Zabawa trwa!
Brzmi znajomo?
Niepozorne drzwi wejściowe restauracji
Daedonggang - nazwanej tak na cześć rzeki Taedong przepływającej przez Phenian (Pjongjang) - to ukryta nieciągłość czasoprzestrzenna przenosząca prosto z rozgrzanych ulic Phnom Penh w chłody Korei Północnej. I nie jest to tylko efekt włączanej od czasu do czasu klimatyzacji. Przemysłowy ascetyzm socjalistycznej architektury i lodowate pastele wystroju podkreślane zimnem oświetlenia neonowego są w stanie zmrozić nawet najgorętszą krew. Wielkie malowidło przedstawiające śniegi góry Paektu - mitycznego miejsca narodzin Kim Dzong Ila - widoczne jest z każdego miejsca sali. Odziane w odczłowieczające uniformy - oddelegowane przez partię do pracy na zagranicznej placówce - robotnice północnokoreańskich fabryk włókienniczych dyskretnie śledzą każdy ruch siędzych sztywno przy stołach gości. Wszelkie drogi ucieczki przed oszronionym patosem pozostają odcięte.
Jak na złość, tradycyjna kuchnia Korei Północnej zdominowana jest przez potrawy na zimno.
Komunistyczny duch równości i wpólnoty przesącza się w końcu nawet przez najgrubszą skórę, nieświadomie i organicznie. Jak surowość wnętrza gotyckiej katedry przenika wiernego kierując go ku odpowiedniej formie przeżycia religijnego, tak wyreżyserowane
przez inżynierów socjalistycznego ładu przedstawienie rozgrywające się we wnętrzach rządowej restauracji
Daedonggang przejmuje władzę nad jego uczestnikami. Kiedy grupa pracownic - tych samych, które chwilę wcześniej podawały do stołu i uzupełniały filiżanki herbatą - kończy przedstawienie artystyczne rozgrywające się na tle centralnego, ściennego malowidła, nie ma na sali ani jednej osoby, która nie klaskałaby w dłonie, wyrażając swoje uznanie także powolnym i powściągliwym skinieniem głowy. Wiadomość, że część z tancerek miała zaszczyt brać udział w Arirang - wielkim przedstawieniu stu tysięcy aktorów i stu tysięcy widzów, upamiętniającym urodziny Kim Ir Sena - wzbudza już tylko szczery podziw i prawdziwe uznanie.
Siedząc w północnokoreańskiej restauracji w stolicy Kambodży nagle myślę o Zakopanem.
Cafe "Europejska"! Powiew socrealizmu zaiste nie zna granic.
Grzesiek
--
Przy okazji pracy nad powyższym tekstem trafiłem na stronę polskiej ambasady w Pjongjang. Warto zerknąć, choćby na relację z
tego wydarzenia. Proszę zwrócić uwagę na specyficzny język wypowiedzi. Atmosfera udziela się każdemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz